Wabi-sabi – (nie)nowy trend czy normalność? – Szopowisko

Wabi-sabi – (nie)nowy trend czy normalność?

Wabi-sabi* to trend wnętrzarski, który pojawił się na początku zeszłego roku. Jego nazwa wywodzi się z języka japońskiego i oznacza autentyczność, prostotę oraz piękno wynikające z historii i upływu czasu. To filozofia, która obejmuje nie tylko urządzanie przestrzeni wokół siebie, ale też podejście do całego życia.

Skoro jednak jesteśmy na blogu wnętrzarskim, skupimy się tylko na tym jednym aspekcie wabi-sabi. Przez kolorowy folk, rozpasany eklektyzm i wyrazisty styl loftowy, oraz zupełnie przeciwny w założeniach, ascetyczny niemal minimalizm, branża najwyraźniej zapragnęła wytchnienia. Japoński trend to pochwała naturalności i pragmatyzmu, a jednocześnie ucieczka od surowych i zimnych minimalistycznych wnętrz, które pięknie wyglądają na zdjęciach, ale ciężko poczuć się w nich jak w domu (ktoś potrafi?).

Wabi-sabi jest czysto praktycznym podejściem do kreowania przestrzeni. Jest wręcz równoznaczne z brakiem kreowania, przynajmniej w teorii. Z tego powodu podchodzę jak pies do jeża do wszelkich nowych przedmiotów, reklamowanych tym hasłem. Bo o ile nie ma nic złego w postarzaniu produktów w celach czysto estetycznych, związek z japońską filozofią ma to właściwie żaden (chyba że marketingowy…).

Elementy stylu wabi-sabi:

  • proste formy – czyli im mniej skomplikowany jest przedmiot, tym lepiej. Taka swoista „esencja” rzeczy. Kanapa ma być ni mniej, ni więcej, a właśnie kanapą (chociaż powiedzcie to dzieciom!**);
  • praktyczność – bezpośrednio wynika z punktu pierwszego – przedmiot ma przede wszystkim służyć, spełniać swoją funkcję;
  • ślady użytkowania – wabi-sabi przypomina o upływie czasu i uczy, że nawet w starych przedmiotach (a może szczególnie w nich) można odnaleźć piękno;
  • ręcznie wykonane przedmioty – nie zawsze idealne, czasem niedokończone, zawsze indywidualne i z charakterem;
  • naturalne barwy i materiały – czyli kolory ziemi (i nieba) oraz pochodzące z natury surowce: drewno, kamień, len czy bawełna.
Wnętrze w stylu wabi-sabi. // thecottagemarket.com

Czy naprawdę odkrywamy właśnie Amerykę?

Wabi-sabi zdobywa szerokie grono miłośników, ponieważ kieruje naszą uwagę na inne niż dotychczas aspekty miejsca, w którym żyjemy. Stosując się do założeń tego trendu, nie skupiamy się na perfekcyjnym wystylizowaniu naszego wnętrza. Doceniamy urok przedmiotów mających swoją historię. Akceptujemy upływający czas, który odciska swoje piętno również na rzeczach, które nas otaczają. Nie skreślamy ich z powodu drobnych wad, wymieniając na coraz to nowsze i nowsze. Wabi-sabi idealnie wpisuje się w minimalizm zakupowy (o ile nie dajemy się nabierać na marketingowe hasła i nie kupujemy tylko po to, by taki styl we wnętrzu uzyskać), ruch zero-waste czy coraz popularniejsze odnawianie mebli z duszą (i żelazek z duszą… właściwie to całkiem dobre pytanie, czy takie żelazko ma rację bytu w dzisiejszych czasach?).

Całkiem zdrowe podejście, prawda? Jeśli się nad tym zastanowić, to przecież tak właśnie w dużej mierze mieszkamy (mam nadzieję). Nie pozbywamy się ulubionego kubka, tylko dlatego, że przez przypadek się wyszczerbił. Chętnie wplatamy w naszą przestrzeń meble, które były „świadkami” przyjemnych zdarzeń z dzieciństwa. Przechowujemy pamiątki z podróży nawet wówczas, gdy ugryzł je już ząb czasu. Nie wszystkie przedmioty codziennego użytku muszą być idealne, nowe i błyszczące. Zarówno upływ czasu, jak i drobne niedoskonałości dodają rzeczom uroku (i tego czegoś, co trochę pretensjonalnie, aczkolwiek całkiem sympatycznie, nazywamy duszą).

Wreszcie, przedmioty robione ręcznie, szczególnie przez nas samych lub osoby nam bliskie, są dla nas wyjątkowo cenne. Kojarzycie moją ścianę, aka „wyrzyg puszczy” (na pewno kojarzycie, truję o niej w prawie każdym poście!)? Wyszedł mi taki trochę koszmarek, jednak uwielbiam ją! Nawet mój partner zaprotestował ostatnio, gdy snułam plany jej likwidacji przy następnym remoncie (tak! znowu!). Dobrze mu się kojarzy, działa na niego relaksująco (!!!) i mam nie ruszać.

Mój kuchenny parapet. Doniczka wygrzebana na strychu, kura uprowadzona z kuchni w domu rodzinnym i kamienny świecznik.

Wszyscy jesteśmy wabi-sabi!

Szukając pomysłów na zdjęcie do tego posta, zaczęłam rozglądać się po domu, aby znaleźć przedmioty wpisujące się w trend wabi-sabi. Kolorystycznie byłoby ciężko coś dopasować, ponieważ króluje u mnie (delikatnie mówiąc) feeria barw i jak najdalej mi do harmonii i prostoty. Jednak mój młynek do kawy i lampka biurkowa są starsze ode mnie, rośliny żyją sobie w wygrzebanych na strychu naczyniach, a długopisy i inne pisadła w kubku z pękniętym uchem… I mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Zresztą nieskończone mam całe mieszkanie, więc o czym my właściwie mówimy (:))!

Założę się, że każdy z nas ma u siebie przedmioty z historią czy nieidealne, które jednak najlepiej spełniają swoją funkcję. Taka jest naturalna kolej rzeczy, tak toczy się życie (chyba z lekka zaczynam filozofować…). Dajcie znać, do czego macie szczególny sentyment i co w Waszych domach jest wabi-sabi?

*Baaardzo często używam tu tego określenia, ale weź tu, człowieku, znajdź synonim…
**Lepiej nie. Kreatywność to skarb!

6 Comments

  1. Beata Herbata
    21 lutego 2019

    Podoba mi się ten trend. Lubię zarówno rzeczy robione ręcznie jak i proste.

    Odpowiedz
    1. Paula
      27 lutego 2019

      Ręcznie robione rzeczy robią (!) cały klimat domu 😀 Dzięki za komentarz 🙂

      Odpowiedz
  2. Katarzyna
    21 lutego 2019

    Nie wiedziałam, że to trend.
    Sama jestem miłośniczką minimalizmu, kolory ziemi mnie uspokajają.
    Jeśli to mada, to dobry kierunek 🙂

    Odpowiedz
    1. Paula
      27 lutego 2019

      W świetnym kierunku to idzie, zgadzam się. Ogólnie trendy w różnych dziedzinach mi się ostatnio bardzo podobają, właśnie minimalizm, zero-waste itp. Nawet jeśli to tylko moda – to coś dobrego przynosi dla ludzi i planety 🙂

      Odpowiedz
  3. Monika (Mama na całego)
    22 lutego 2019

    Coś mi się wydaje, że w każdym domu jest trochę styl wabi-sabi, choć mieszkańcy może nie zdają sobie z tego sprawy 🙂 Ostatnio robiłam porządki w domu moich rodziców, czyli przenosiłam moje stare graty z ich strychu na mój. I wiesz co? Mam też taką kurtkę, jak ta u Ciebie na zdjęciu 🙂 Tylko nie zieloną a przezroczystą. Pójdę sobie dziś po nią i przyniosę z tego strychu….bo po co ma tam leżeć zapomniana 🙂 Dziękuję 🙂

    Odpowiedz
    1. Paula
      27 lutego 2019

      Ja też dziękuję za komentarz 🙂
      Pewnie, że każdy z nas tak ma. To jest chyba właśnie taka normalność. Dobrze, że trendy się tak kształtują, może trochę wyluzujemy w życiu (tak ogólnie, jako społeczeństwo).
      A kurki są ekstra, koniecznie daj jej jakieś przytulne miejsce u siebie 😀 Co ma bidula siedzieć na strychu.

      Odpowiedz

Skomentuj Beata Herbata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *