Pewnie Cię nie zaskoczę, ale nie powinieneś. To znaczy oczywiście, możesz, ale tak naprawdę, po co to komu? W urządzaniu własnego mieszkania zasady są proste. Wszyscy domownicy mają czuć się w nim dobrze, a sam układ mieszkania powinien pasować do Waszego stylu życia. No i może nie rozpalaj ogniska na środku salonu.
Ale co tak naprawdę złego widzę w posiadaniu „oryginalnego” mieszkania? Urządzanie go na siłę. W dużej mierze nasze mieszkania wyglądają tak samo, bo i potrzeby mamy podobne, a nasze gusta kształtowane są najczęściej przez obecne trendy. Nie raz jednak widziałam nieprzychylne, delikatnie mówiąc, komentarze typu: „milionowa biała kuchnia”, „widziałam Twój salon w IKEA” i tym podobne szpileczki, wbijane posiadaczom klasycznych domowych wystrojów. Z drugiej strony zbyt szalone pomysły (chociażby moje), komentowane są jako dziwaczenie. I kurczę, co z tego? Jeżeli komuś w takim mieszkaniu wygodnie i wpasowuje się ono w jego poczucie estetyki, to co mamy do gadania?
Aranżacja mieszkania od zawsze mnie jednak kręci i jest jedna reguła, do której stosowania lubię ludzi namawiać. I dla której postanowiłam trochę na ten temat popisać. Jesteś w swoim własnym domu, więc rób, co chcesz! Chcesz salon z IKEA? Rób. Chcesz wyrzyg puszczy na ścianie? (Dobra, nie chcesz, ale jak już tak wyszło…) Maluj. Nie patrz na to, co wypada, co jest niby zbyt szalone, a co już niemodne lub opatrzone. WYLUZUJ! Korzystaj z inspiracji, pomocy specjalistów, przeszukuj strychy i piwnice i nie bój się eksperymentów! A właśnie…
Historia jednej ściany
Eksperymenty nie zawsze się udają. Na zdjęciu poniżej widzisz jeden z atrakcyjniejszych fragmentów mojej ściany płaczu, aka „wyrzyg puszczy” (cytat dokładny z mojego Informatyka). Biedna ściana ma burzliwą historię, naznaczoną moją nieposkromioną chęcią zrobienia po swojemu. Najpierw miała być po prostu butelkowozielona, jednak nie chciałam kupować kolejnej farby, skoro zostało mi całkiem dużo białej. Dokupiłam barwniki. Barwnikami nie da się jednak osiągnąć takiego natężenia koloru, jakiego potrzebowałam. Oczywiście, jeśli postępujemy zgodnie z instrukcją producenta, ale kto by się tym przejmował, prawda?
Summa summarum wyschnięta farba po dotknięciu barwiła ręce i nie do końca trzymała się na ścianie. Koniecznie trzeba było ją czymś zabezpieczyć – stanęło na lazurze z odrobiną barwika. I wszystko byłoby ok, gdybym jeszcze miała do tego cierpliwość (a po 8 miesiącach remontu człowiek ją traci, przysięgam). Koniec końców tam, gdzie mazy nie do końca mi wyszły (tzn. w ogóle), stoją meble. A ja nie dam ruszyć mojego brzydala.
Pewnie mogłabym poprawić tę ścianę, ale w jakiś pokrętny sposób mi się podoba. Prawdopodobnie największy wpływ miał na to cały proces jej powstawania. Są jakieś wspomnienia, śmiech przez łzy (albo odwrotnie) i zdziwienie połączone z przerażeniem w oczach Babci, kiedy powiedziałam jej, że tak już zostanie. I takie właśnie zdarzenia powodują, że nawiązujemy z mieszkaniem więź. Zyskuje ono duszę, staje się czymś więcej niż kilkoma ścianami z otworami na drzwi i okna (drzwi… samodzielne wstawianie drzwi będzie Ci się śniło po nocach, ale zabawa przednia!).
Wracając do sedna tematu… A sednem pierwszego posta powinno być zapoznanie czytelnika z tematyką bloga. Chyba. Tym samym znajdziesz tu wszystko to, co wyczyniam w moich wnętrzach. Momenty, kiedy jestem z siebie tak dumna, że unoszę się nad ziemią oraz takie, kiedy mam ochotę wsadzić petardę w stojącą na środku pokoju puszkę czarnej farby. Meble, samoróbki, szklane kury, dużo poduszek i jeszcze więcej drzewnego pyłu!
Jeśli coś Ci się spodoba, kopiuj. Jeśli będę w stanie, chętnie Ci doradzę. W końcu nie ma nic lepszego niż nauka na cudzych błędach, nie? Materiału starczy mi pewnie na milion lat, więc aby być na bieżąco, kliknij poniżej i dołącz do sympatyków Szopowiska!
4 października 2018
Ten indywidualny klimat dla domu, żeby był on prawdziwy, buduje się latami. Tu obrazek, tu jakiś kolor, tu inna poduszka itd. Czasem mi z tym ciężko, że to tak trwa, że nie da się ułożyć swojego domu jak na wystawie w IKEA i temat zamknąć, że nasz dom to mnóstwo drobnych historii po drodze, tak jak ta Twoja ze ścianą.
8 listopada 2018
Zgadzam się! Ale to chyba przychodzi z czasem. Trzeba wyluzować i dać domowi żyć 🙂
4 października 2018
Najprzyjemniejsze w tym całym procesie jest właśnie to, że to trwa. Że możemy szukać inspiracji, chodzić po sklepach, dobierać, uzupełniać. W moim domu każdy przedmiot ma swoją historie i wspomnienia, dzięki czemu dom nie tylko wygląda, ale ma duszę.
8 listopada 2018
Dom z duszą to marzenie, a jednocześnie najprostsza przecież droga do jego urządzenia. Każdy z nas ma jakieś przedmioty z którymi łączą się historie i wspomnienia, jak wspomniałaś, a ich użycie pozwala nam stworzyć żyjący dom, taki prawdziwie nasz 🙂
4 października 2018
Ja akurat nie lubię białcyh kuchni 🙂 podobają mi się jasne, pastelowe, ale nie białe – wydają mi się takie zimne i bez wyrazu. Uważam, że warto mieć oryginalne mieszkanie, bo lubię różnorodność i ciekawe połączenia faktur, materiałów.
8 listopada 2018
Biała kuchnia również może być ciepła i klimatyczna, ale decydującą rolę będą odgrywać dodatki. Dużo drewna, rustykalne fronty. Kojarzy mi się bardziej romantycznie i co prawda nie jest to mój styl, ale na niektórych zdjęciach całkiem przyjemnie takie kuchnie wyglądają.
16 listopada 2018
Ha, ha! Ja ci tej ściany zazdroszczę! 😀
Cudowna historia 🙂
28 listopada 2018
Mam z tą ścianą relację love-hate! Już chciałam zmieniać, ale znowu ją uwiebiam 😀